Szczur
Przy łóżku, na szafce nocnej leży Biblia. Obok niej Koran, Tora i Bhagawadgita. Dalej ”Ciemność w południe”, „Mistrz z Petersburga” i antologia poezji francuskiej. Całość domyka „Austeria” – wiekowa, przeszło 50 letnia. Na „Wstępie do wykładów Hegla” wygrzewa się Rabelais, przykryty Apollinairem i Mandelsztamem. Tony Judt styka się z Sartr’em, nad którym (wreszcie) tryumfuje Gombrowicz. Gdzieniegdzie pojawia się Faulkner, miga Nabokov z dekabrystami, Martin Buber i para Keretów. Całkiem pokaźny Haupt przylega do Celine’a, a Gonczarow udaje „Zmartwychwstanie”. Kieszonkowe „Nike” w śmiesznych, obdartych obwolutach walają się dosłownie wszędzie, a na samym szczycie trzech, złotych Turgieniewów musi ustąpić „Księdze niepokoju”.
Czasami, zwłaszcza w nocy, układam rozmaite konstrukcje, przerzucam kładki i wyobrażam sobie, że niczym wielki budowniczy wznoszę cudowne miasta. Cienkie „Światy literackie” robią za wiadukty, a eleganckie, lakierowane okładki za witryny sklepów, których nigdy nie było. Złote PIW przypominają bizancjum, a czarne – zimny, cmentarny granit, używany do budowy wieżowców. Do wyboru mam ponurą kolekcję z XIX wieku i słoneczną z XX, zgniłą zieleń Coplestona i biel Hachette. Ale z jakichś względów wybieram kolorowe książki z bibliotek, chcę, aby wszystkie moje miasta były koloru tęczy. Tylko stara „Literatura na świecie” sypie się niczym kamienica z Grochowa, żal ją upychać na obrzeżach, gdzie mieszkańcom też przecież należy się życie w dobru i pięknie. A jeśli tylko geometryczny świat mi się znudzi, buduję zakrzywiony wąwóz, jak w „Ostatniej krucjacie” i nocną lampką tworzę grę świateł dla miniaturowego Indiana Jonesa, który zaraz się zjawi. Wysuwam skalne półki tak, by można się wspinać i z zakładek stawiam przeszkody, ale nie za trudne. Po co mają się męczyć?
Wczoraj jednak wymyśliłem, że zbuduję gwiaździsty labirynt dla szczura, aby za każdym razem trafiał na skraj przepaści i bezradnie się miotał z wściekłości. Tymczasem obudziłem się w zaskakująco olbrzymim pokoju i ze zgrozą zauważyłem, że oto sam zostałem szczurem i oto sam miotam się w swym labiryncie – cóż tego, że znanym mi jak własna kieszeń. Biegam od jednej krawędzi do drugiej, poruszam wąsami i po cichu drżę, aby książki nie pospadały. „Księga niepokoju” na Turgieniewie to chyba nie był najlepszy pomysł. W pewnym momencie jednak skaczę i popiskując, biegnę do przedpokoju. Spytacie: po co? Jak to po co? Po ser.
i taki wlasnie jest „moj” major…
a najwazniejsze ze wiesz gdzie lezy ser ;)
do ortografii sie juz nie przypie…am bo obiecales „zlecic kontrole” przed PDF-em..
Ależ ja bardzo chętnie bym poczytał przypierdalanie, bo może czegoś bym się wreszcie czegoś nauczył. Byleby na mejla.
„buduję” i „zbuduję”, „triumfuje”,.
Na interpunkcji się niestety znam (za) słabo, ale cierpisz na jakiś przecinkowo-myślnikowy nadmiar.
Xiężna by się tu przydała, by cię wyprostować:), acz chyba w S24 próbowała, ale coś jednak nie wyszło:)
A poza tym dobry tekst, nieprzegadany i sugestywny.
jestem za PDF-em:)
„Byleby na mejla.”
Jak widać, nigdy nie byłem zbyt uważnym czytelnikiem, he, he.
Nic nie zrozumiałem, grzesiu.
Brak „ę” dwa razy no.
Piszesz w pierwszej osobie „buduje”:)
triumfować, nie tryumfować, choć chyba oba są „akceptowalne”, ale to drugie brzmi trochę sztucznie, wrażenie mam.
No i przecinki&myślniki, za dużo ich.
Co tu więcej rozumieć?
Hmm, biorąc pod uwagę, że „tryumfuje” jest poprawne, próbowałem znaleźć cechy wspólne w ciągu: „buduję” i „zbuduję”, „triumfuje”,. Ale mi się nie udało.
I to jest właśnie to. Polityka męczy, zarabianie forsy męczy, użeranie się z ludźmi męczy, stawianie siebie na baczność… autorytatywność nasza czy cudza takoż, obłuda, hipokryzja i całe to gówno… a takie teksty nie. Prawda? Mnie nie. Spokojna myśl… i ładna fraza, frontony… a co za nimi? A mniejsza z tem… Mmm…
Racja, tylko literatura nie męczy. Nawet jeśli to tylko taka skromna literaturka.
Tankfulness to mʏ father who informed mе about this
blog, this weblog is really amazing.